ZIELONO MI TU

WITAJCIE SERDECZNIE NA MOIM BLOGU ZIELONO MI TU

poniedziałek, 22 lipca 2013

Deser, który dodaje skrzydeł.



         Pozostając nadal w temacie kulinarnym, pokusiłam się o kolejny wątek  związany z kuchnią włoską, którą uwielbiam tak samo mocno, jak Włochy.

Dziś przedstawiam Wam na swoim blogu jeden z najpopularniejszych włoskich deserów.
To zastrzyk energii i dobrego samopoczucia zaklęty w sile składników takich, jak m. in.: kawa, gorzkie kakao oraz likier amaretto. Jeśli macie tzw. ”psychicznego lub fizycznego doła” , ten deser postawi Was na nogi.

Zapewne już się domyślacie, że chodzi o TIRAMISU.



Historia tego wyśmienitego deseru sięga XVII wieku, ale anegdot na temat miejsca jego powstania  jest kilka. Podobno został wymyślony w Toskanii w Sienie na życzenie księcia florenckiego, słynącego z łakomstwa. Następnie za jego sprawą rozpowszechnił się na dworze we Florencji. Inne źródła podają, że powstał w Wenecji, gdzie uchodził za afrodyzjak.

Badając historię powstania tego deseru ze zdziwieniem odkryłam, że pierwszy spisany przepis pochodzi dopiero z 1983 r., gdzie w dodatku pojawił się jeszcze pod inną nazwą w książce zatytułowanej "I dolci del Veneto"  (Desery Weneckie), autorstwa Giovanniego Capnista. 
Jak podają źródła, pod właściwą nazwą ukazał się  w 1988 r.,  podawany w restauracji Le Beccherie, w Treviso.


      Jakiś czas temu zaczęłam uczyć się samodzielnie j. włoskiego. Nie jestem w tym zbyt  konsekwentna, ale i tak coraz więcej rozumiem. Sprawdźmy więc, co  kryje się pod słowem TIRAMISU?
Otóż nazwa „TIRAMISU” to zlepek trzech słów, które oznaczają:

TIRA od słowa „tirare”, które oznacza ciągnąć, podrywać,( często widuje się to słowo na drzwiach:-) )
ME oznacza  mnie,
a SU to góra.

Tiramisu można więc przetłumaczyć : pociągnij mnie do góry albo w wolnym tłumaczeniu "dodaj mi skrzydeł” lub jak ktoś woli „daj mi kopa", "dodaj energii" lub „popraw mi nastrój”.

Jest to więc deser, który jest obietnicą słodkich dla podniebienia rozkoszy, dzięki którym poczujecie się, jak w niebie.
Czy naprawdę ten deser tak działa warto się przekonać, przygotowując go samodzielnie w domu.  
Tradycyjne tiramisu podawane jest we Włoszech w pucharkach. 
Dziś  jednak podzielę się z Wami recepturą na deser, który pozornie nie przypomina tradycyjnego tiramisu. 
Robię je w formie ciasta, ale smak jest na pewno identyczny, jak tradycyjne tiramisu. Proporcje w nim są tak wyważone, że nie jest nadmiernie słodki. Na pewno Was nie zemdli od nadmiaru słodyczy i naprawdę poczujecie zastrzyk energii. Polecam go również w takiej postaci, zwłaszcza na większe przyjęcia. Przygotowałam je z okazji 17 urodzin mojej córki:-)




        
Składniki:


·         30 dag podłużnych biszkoptów do tiramisu (paczki z reguły są po 400 g)
·         50 dag serka mascarpone
·         4 jajka,
·         szczypta drobnej soli
·         4 łyżki drobnego cukru kryształu lub cukru pudru
·         2 kubki espresso
·         2 łyżeczki brązowego cukru do posłodzenia espresso, w przypadku, gdy rezygnujemy z dodania amaretto     
·         opcjonalnie 50 ml likieru amaretto (można z niego zrezygnować)
·         ciemne kakao do posypywania kremu (wystarczy kilka łyżek)
·         ¼ tabliczki gorzkiej czekolady (do potarcia na drobne płatki)



Wykonanie:

  • Ponieważ do deseru używamy surowych jaj, ważne, żeby były świeże, z pewnego źródła. Dokładnie je myjemy i następnie zanurzamy każde z osobna na 10 sekund we wrzątku. Następnie rozdzielamy żółtka od białek. 
  • Z tym, że do  ubijania na pianę wybieramy tylko 2 białka.
  • Zaparzamy dwa duże kubki espresso, dodajemy likier i studzimy. Jeżeli nie dodajemy alkoholu, wówczas dosypujemy do espresso 2 łyżeczki brązowego cukru, mieszamy i studzimy.
  • Do żółtek wsypujemy 2 czubate łyżki cukru i ucieramy  mikserem na puszysty krem . Ponieważ ucieram za pomocą miksera planetarnego na najwyższych obrotach, ucieranie zajmuje mi ok. 10 minut.
  • Do utartych żółtek dodajemy  mascarpone. Robimy to delikatnie, stopniowo dodając serek, zwalniając obroty na niższe, aż do połączenia się składników w gładką masę.
  • Do białek  dodajemy szczyptę soli i ubijamy na sztywną pianę, dodając stopniowo w trakcie ubijania pozostały cukier . Ubitą na sztywno pianę z białek łączymy z masą kremową. Gotową wkładamy pod przykryciem na 30 minut do lodówki, wtedy łatwiej się ją rozsmarowuje na biszkoptach.
  • Po upływie tego czasu każdy biszkopt z osobna maczamy dosłownie na 2 sekundy w kawie. Układamy biszkopty w szklanym naczyniu lub tak, jak ja      w formie żaroodpornej. Układam je naprzemiennie, raz wzdłuż, raz wszerz.  Wtedy przy krojeniu na mniejsze kawałki, ciasto jest stabilniejsze. Wykładamy pierwszą warstwę kremu i posypujemy z wierzchu kakao, używając do przesiewania sitko z drobnymi oczkami. Układamy drugą warstwę i następnie trzecią warstwę, powtarzając cały proces, z tym, że ostatnią warstwę kremu przed włożeniem do lodówki nie posypujemy niczym. Zrobimy to dopiero po wyjęciu z lodówki.
  • Wkładamy ciasto do lodówki i wyjmujemy  po ok.  4-5 godzinach. Po tym czasie deser będzie gotowy i dopiero wówczas górną warstwę kremu posypuję kakao oraz dodatkowo urozmaicam startą na wiórki gorzką czekoladą.




Smacznego. Mam nadzieję, że niedługo znajdę czas na przedstawienie kolejnych włoskich smakołyków.
Tym samym powoli przygotowuję się do przedstawienia wątku poświęconemu Toskanii.
Tak więc, jeśli interesują Was moje doświadczenia z perspektywy turysty podróżującego na własną rękę przez Toskanię, zajrzyjcie do mnie za jakiś czas. Obiecuję, że będzie warto. 

Pozdrawiam serdecznie:-)