Pozostając
nadal w temacie kulinarnym, pokusiłam się o kolejny wątek związany z kuchnią włoską, którą uwielbiam tak
samo mocno, jak Włochy.
Dziś
przedstawiam Wam na swoim blogu jeden z najpopularniejszych włoskich deserów.
To
zastrzyk energii i dobrego samopoczucia zaklęty w sile składników takich, jak m. in.:
kawa, gorzkie kakao oraz likier amaretto. Jeśli macie tzw. ”psychicznego lub fizycznego
doła” , ten deser postawi Was na nogi.
Zapewne
już się domyślacie, że chodzi o TIRAMISU.
Historia tego
wyśmienitego deseru sięga XVII wieku, ale anegdot na temat miejsca jego powstania jest kilka.
Podobno został wymyślony w Toskanii w Sienie na życzenie księcia florenckiego, słynącego z łakomstwa. Następnie za jego sprawą rozpowszechnił się na dworze we
Florencji. Inne źródła podają, że powstał w Wenecji, gdzie uchodził za
afrodyzjak.
Badając historię powstania tego deseru ze zdziwieniem odkryłam, że pierwszy spisany przepis pochodzi dopiero z 1983 r., gdzie w dodatku pojawił się jeszcze
pod inną nazwą w książce
zatytułowanej "I dolci del
Veneto" (Desery Weneckie), autorstwa Giovanniego Capnista.
Jak podają źródła, pod właściwą nazwą ukazał się w 1988 r., podawany w restauracji Le Beccherie, w Treviso.
Jak podają źródła, pod właściwą nazwą ukazał się w 1988 r., podawany w restauracji Le Beccherie, w Treviso.
Jakiś czas temu
zaczęłam uczyć się samodzielnie j. włoskiego. Nie jestem w tym zbyt konsekwentna, ale i tak coraz więcej rozumiem. Sprawdźmy więc, co kryje się pod słowem TIRAMISU?
Otóż nazwa „TIRAMISU”
to zlepek trzech słów, które oznaczają:
TIRA od słowa „tirare”, które oznacza
ciągnąć, podrywać,( często widuje się to słowo na drzwiach:-) )
ME oznacza mnie,
a SU
to góra.
Tiramisu można więc przetłumaczyć : pociągnij mnie
do góry albo w wolnym tłumaczeniu "dodaj mi skrzydeł” lub jak ktoś woli „daj
mi kopa", "dodaj energii" lub „popraw mi nastrój”.
Jest to więc deser, który jest obietnicą słodkich dla podniebienia rozkoszy, dzięki którym poczujecie się, jak w niebie.
Czy naprawdę ten deser tak działa warto się
przekonać, przygotowując go samodzielnie w domu.
Tradycyjne tiramisu podawane jest we Włoszech w
pucharkach.
Dziś jednak podzielę się z
Wami recepturą na deser, który pozornie nie przypomina tradycyjnego tiramisu.
Robię je w formie ciasta, ale smak jest na pewno identyczny, jak tradycyjne tiramisu. Proporcje w
nim są tak wyważone, że nie jest nadmiernie słodki. Na pewno Was nie zemdli od nadmiaru słodyczy i naprawdę poczujecie zastrzyk energii. Polecam go również w takiej postaci,
zwłaszcza na większe przyjęcia. Przygotowałam je z okazji 17 urodzin mojej córki:-)
Składniki:
·
30 dag podłużnych
biszkoptów do tiramisu (paczki z reguły są po 400 g)
·
50 dag serka
mascarpone
·
4 jajka,
·
szczypta drobnej
soli
·
4 łyżki
drobnego cukru kryształu lub cukru pudru
·
2 kubki
espresso
·
2 łyżeczki
brązowego cukru do posłodzenia espresso, w przypadku, gdy rezygnujemy z dodania amaretto
·
opcjonalnie 50
ml likieru amaretto (można z niego zrezygnować)
·
ciemne kakao
do posypywania kremu (wystarczy kilka łyżek)
·
¼ tabliczki gorzkiej
czekolady (do potarcia na drobne płatki)
Wykonanie:
- Ponieważ do deseru używamy surowych jaj, ważne, żeby były świeże, z pewnego źródła. Dokładnie je myjemy i następnie zanurzamy każde z osobna na 10 sekund we wrzątku. Następnie rozdzielamy żółtka od białek.
- Z tym, że do ubijania na pianę wybieramy tylko 2 białka.
- Zaparzamy dwa duże kubki espresso, dodajemy likier i studzimy. Jeżeli nie dodajemy alkoholu, wówczas dosypujemy do espresso 2 łyżeczki brązowego cukru, mieszamy i studzimy.
- Do żółtek wsypujemy 2 czubate łyżki cukru i ucieramy mikserem na puszysty krem . Ponieważ ucieram za pomocą miksera planetarnego na najwyższych obrotach, ucieranie zajmuje mi ok. 10 minut.
- Do utartych żółtek dodajemy mascarpone. Robimy to delikatnie, stopniowo dodając serek, zwalniając obroty na niższe, aż do połączenia się składników w gładką masę.
- Do białek dodajemy szczyptę soli i ubijamy na sztywną pianę, dodając stopniowo w trakcie ubijania pozostały cukier . Ubitą na sztywno pianę z białek łączymy z masą kremową. Gotową wkładamy pod przykryciem na 30 minut do lodówki, wtedy łatwiej się ją rozsmarowuje na biszkoptach.
- Po upływie tego czasu każdy biszkopt z osobna maczamy dosłownie na 2 sekundy w kawie. Układamy biszkopty w szklanym naczyniu lub tak, jak ja w formie żaroodpornej. Układam je naprzemiennie, raz wzdłuż, raz wszerz. Wtedy przy krojeniu na mniejsze kawałki, ciasto jest stabilniejsze. Wykładamy pierwszą warstwę kremu i posypujemy z wierzchu kakao, używając do przesiewania sitko z drobnymi oczkami. Układamy drugą warstwę i następnie trzecią warstwę, powtarzając cały proces, z tym, że ostatnią warstwę kremu przed włożeniem do lodówki nie posypujemy niczym. Zrobimy to dopiero po wyjęciu z lodówki.
- Wkładamy ciasto do lodówki i wyjmujemy po ok. 4-5 godzinach. Po tym czasie deser będzie gotowy i dopiero wówczas górną warstwę kremu posypuję kakao oraz dodatkowo urozmaicam startą na wiórki gorzką czekoladą.
Smacznego.
Mam nadzieję, że niedługo znajdę czas na przedstawienie kolejnych włoskich
smakołyków.
Tym samym
powoli przygotowuję się do przedstawienia wątku poświęconemu Toskanii.
Tak więc, jeśli interesują Was moje doświadczenia z perspektywy turysty podróżującego na własną rękę przez Toskanię, zajrzyjcie do mnie za jakiś czas. Obiecuję, że będzie warto.
Pozdrawiam serdecznie:-)
Tak więc, jeśli interesują Was moje doświadczenia z perspektywy turysty podróżującego na własną rękę przez Toskanię, zajrzyjcie do mnie za jakiś czas. Obiecuję, że będzie warto.
Pozdrawiam serdecznie:-)
jeju...Ty to potrafisz SKUTECZNIE człowieka na diecie na inne tory skierować:) oczywiscie że w najbliższy weekend będę to to robić:) Dzięki....Jak zwykle przepis wyczerpujący, zrozumiały i strona estetyczna godna pochwały ;)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za miłe przyjęcie mojego wydania Tiramisu:-) Nie warto walczyć z samą sobą, ten deser jest warty grzechu łakomstwa:-) Pozdrawiam serdecznie:-)
UsuńHAHA TO była nie równa walka:) wczoraj popełniłam tiramisu wg twojego przepisu...REWELACJA..DZIĘKUJĘ
OdpowiedzUsuńBardzo mnie to cieszy. Mam nadzieję, że smakował tak jak sobie wyobrażałaś:-)
Usuń...robię identyczny...i często w pucharkach...kiedyś Nigella mnie uświadomiła o podawaniu w pucharkach ale jest go malutko, jak dla nas...w naczyniu jest jednak więcej pyszności...:P
OdpowiedzUsuńDla łasuchów to faktycznie pucharek za mało. U mnie znika błyskawicznie:-)
UsuńWitaj, a ja się boję surowych jaj i "profanuję" bitą śmietaną.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)Tosia
Tosiu, wystarczy zakup ze sprawdzonego źródła i odpowiednie przygotowanie surowych jajek , o którym pisałam, a dodatkowo do kremu dodać alkohol np. amaretto i moim zdaniem nie ma się czego bać.
UsuńPozdrawiam serdecznie
Ja cały czas czekam na post o Toskani,napisz jeszcze z "czego" uczysz się włoskiego,ponieważ ja jestem zainteresowana wszystkim co włoskie:.)Chciałabym w domu pouczyć się sama.Pozdrawiam i czekam...
OdpowiedzUsuńObiecuję, że już jutro wieczorem wrzucę pierwszy post, bo już jest na blogu w wersji roboczej. Jeszcze pozostało wybranie i opisanie zdjęć oraz ich wklejenie, a to trochę czasochłonne. Jutro mam do popołudnia gości z Florencji, więc zabiorę się za bloga, jak ich odwieziemy na lotnisko do Balic.Przepraszam, że tak długo musicie czekać na spełnienie mojej obietnicy, ale wakacje sprzyjają innym zajęciom . Napiszę też coś więcej na temat nauki j. włoskiego w domu.
OdpowiedzUsuńDziękuję za odwiedziny i pozdrawiam serdecznie
Super,nie mogę się doczekać- Agnieszka
Usuń